PAlmy, droga, krokodyle część 3


Znowu mam dosłownie 15 minut, żeby coś napisać i myślę, że większy podsumowanie znajdzie się czas dopiero w domu. Dzień drugi i trzeci naszego wyjazdu upłynął nam na zwiedzaniu atrakcji Florydy. Po pierwsze wszędzie jest daleko i dlatego samochód jest niezbędny. Po drugie rafa koralowa i nurkowanie na KEy LArgo i KEy west są absolutnie konieczne do zrobienia jak się tu jest. Kupiliśmy nawet aparat do zdjęć pod wodą, ale niestety trzeba będzie wywołać film i dlatego zdjęcia z tego będą potem.

Przyroda na Florydzie jest piękna a o tej porze roku temperatura jest jeszcze spokojnie do zniesienia (coś koło 30 stopni). Key Largo to jedna z pierwszych KEys, czyli takich mały wysepek, których pełno w okolicach Florydy, a key west to ostatnia (i najbardziej skomercjalizowana).

Najlepszy był jednak dzień trzeci kiedy pojechaliśmy do znanego (niektórym pewnie głównie z CSI Miami) parku Everglades. I tak – wszystko wygląda jak w CSI: Miami lub serialach podobnych. Ścigaliśmy się łódkami z wiatrakiem, podziwialiśmy gatory i całą resztę przyrody. „Morze trawy” naprawdę robi wrażenie. JEst wielkie, a po całym parku można poruszać się częściowo właśnie przy użyciu tych łódek lub ścieżek pieszych/rowerowych. Oczywiście w naszych głowach pojawił się niecny plan nakręcenia Forfitera 2. Bardzo niecny scenariusz ujawnił się w naszych głowach, jednak nie został on zrealizowany z powodów nie do końca jasnych. Być może brakowało nam odwagi TArantino, lub po prostu nie chcieliśmy zrobić zbyt dużej village.

Na farmie krokodyli obejrzeliśmy całkiem dużo forfiterów, od bardzo małych forfiterków do całkiem konkretnych 3xforfiterów. Szwagier powiedział, że powinniśmy zobaczyć Gator show, na którym opiekun krokodyli męczył jednego patrzeniem mu w oczy i przytrzymywaniem jego otwartej paszczy podbródkiem. Dowiedzieliśmy się również, że taki gator to nie bardzo umie patrzeć do przodu i do tyłu, więc jak coś to za ogon i jest nasz. Taki aligator to również niezły paker, ma 88% masy mięśniowej, więc ma niezły racket fjuel w żyłach.

Po obejrzeniu jak forfitery jedzą k#$@# te kurę (albo cokolwiek im tam rzucali) zrobiliśmy Gary Muw ałt i pojechaliśmy na wycieczkę rowerową. 25 km dookoła everglades było bardzo przyrodniczą wycieczką, a dziewczyny były wniebowzięte bo mogły się spiec jeszcze bardziej (oczywiście z niewielkimi ilościami filtra). Słońce radośnie naparzało całość miała szanse zakończyć się czerwonymi ramionami, plecami itd.

Po tej jakże wyczerpującej czynności czas było zaspokoić pragnienia podniebienia. Podjechaliśmy do restauracji prowadzonej przez indian Mukosuke albo coś w tym rodzaju. Niestety nie wiem czy to z nich była pocahontas czy akurat nie, ale restauracja była ot niczym specjalnym. Zamówiłem jednak wielki specjał tego obszaru czyli mięso aligatora. Czyli tym razem „szfagier” jadł jaszczura. Chciałbym powiedzieć, że smakował jak kurczak, albo jak ryba, ale smakował zupełnie jak guma. Innymy słowy, gdybyście zapałali za gadziną w jakimś niedalekim okresie, albo akurat poszli do jakiejś megadrogiej restauracji gdzie serwują takie mięsko, to raczej nie warto wydawać na to kasy a zamówić coś bardziej klasycznego.

Na tym nastąpił nasz koniec przygody z tym parkiem narodowym i ruszyliśmy naszym polandmobilem na północny wschód, bo tam przecież musi być jakaś cywilizacja. Kierunkiem był przylądek Canaveral czyli spełnienie nerdowskich marzeń z dzieciństwa o tym jak działa NASA:) Pojechaliśmy tam z rana z zamiarem spędzenia tam 2-3 godzin ale zeszło nam się cały dzień. Wrażenia ze zwiedzania są niesamowite, patrzysz na te wszystkie rakiety, promy i sporo się o tym jednak dowiadujesz. Gdy widzisz rakietę saturn, która wyniosła lądownik apollo na księżyc i zdajesz sobie sprawę jak ogromna była, naprawdę czujesz respekt przed tym przedsięwzięciem. Tym bardziej, że dzisiaj chyba żadne mocarstwo nie jest już w stanie wysłać ludzi na księżyc a 40 lat temu dawali radę. Jeśli zdajesz sobie sprawę, że wszystko to zostało zaprojektowane z użyciem desek kreślarskich, komputerów o sile obliczeniowej równej 1/1000 dzisiejszej prostej komórki to naprawdę czujesz potencjał tego działania. Całość jest bardzo sprawnie przedstawiona i fan „rocket science” na pewno nie będzie się nudził. Oczywiście w centrum pomyka bardzo duża ilość dzieciaków, ale nawet nie przeszkadzają one zbyt. Wszystkie wystawy okraszone są oczywiście sporą dawką Amerykańskiego mesjanizmu, ale i to po pewnym czasie przestaje razić, a czasem nawet śmieszy:)

Po powrocie z wycieczki dookoła NASA, gdzie można było zobaczyć od tyłu zacumowany prom Endeavour wybraliśmy się na symulator startu promu. Oczywiście wielkie halo, jakie to realistyczne i w ogóle co to się nie będzie działo. Faktycznie siedzenie w pozycji plecami do ziemi jest ciekawym uczuciem, trochę potrzęsło, i przeciążenie może nawet sięgało 1G, ale nic żeby się śniło po nocach. Warto na pewno spróbować, zwłaszcza że gość opisuje dokładnie co i jak się dzieje podczas startu:)

Po takiej dawce kosmosu Maja i Ola miały już dosyć i najchętniej odreagowałyby to wizytą w World Disney Worldzie, zakupami albo dużą ilością alkoholu z powodu doznanych obrażeń w przedniej części kory mózgowej. Udało mi się jednak je namówić (Justyna pomagała) na film z Imaxie o teleskopie Hubble. Podobno przez pół filmu gapiłem się w ekran z otwartym otworem gębowym. Zdjęcia są fenomenalne, a film doskonale obrazuje, jak bardzo skomplikowanym mechanizmem jest Hubble i jak trudna jest praca takiego astronauty. Cóż nigdy nie ukrywałem, że bycie Rocket Scientist byłoby prawdopodobnie jednym z najbardziej cool zawodów jakie można wykonywać. Oczywiście dzisiaj Nasa nie daje już tak rady jak kiedyś ale…:D

Na tym zakończył się dzień pełen przygód i wszyscy nawet byli zadowoleni. Oczywiście uderzyliśmy jeszcze wieczorkiem na jakiegoś delikatnego browarka, żeby nie zamulić jakoś kompletnie i zupełnie nie mogliśmy się doczekać jutra, czyli wizyty w parkach rozrywki. Poczyniliśmy dogłębny risercz, który park jest najlepszy, ponieważ mogliśmy wybrać tylko jeden (na resztę prawdopodobnie brakłoby czasu a jeden bilecik 90$). Ale o jazdach na rollercoasterach, spidermanie i komiksach opowiemy w następnym odcinku. A na razie trochę zdjęć.

pan_dziekan

Ten wpis został opublikowany w kategorii Podróż i oznaczony tagami , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Jedna odpowiedź na „PAlmy, droga, krokodyle część 3

  1. Szymon pisze:

    Nitpicking corner: „skomplikowanym mechanizmem jest Hubble i jak trudna jest praca takiego astronauty”. Nie wiedziałem, że Hubble to astronauta:P

    Foty świetne! Zazdroszczę Ci tej kosmicznej wyprawy!

Dodaj komentarz